Peter.P Peter.P
127
BLOG

Cykl wspomnieniowy odc. 9

Peter.P Peter.P Rozmaitości Obserwuj notkę 1

ZARĘCZYNY KMICICA

Pewnego razu był na Żmudzi ród możny Billewiczów - od Mendoga
się co prawda wywodzący, ale w ostatnich czasach ograniczony już
tylko do panny Oleńki Billewiczówny, jej ciotki, która nazywała
się Kulwiec - Hippocentaurus i tak też wyglądała oraz do Kudłate-
go Żmudzina.
Siedzieli sobie kiedyś w Wodoktach i przędli, odzywając się
z rzadka a głupio, jak to zwykle na świetej Żmudzi.
- Pora by ci już za mąż - mruknęła ciotka Kulwiecówna,
usiłując trafić górną lewą trójką na prawą dolną szóstkę w celu
przegryzienia nitki.
- Ach, co też ciotunia... - zasromała się panna i wykonała
szereg czynności przystojnych skromnej szlachciance, a mianowicie
strzeliła oczkiem, tupnęła nóżką, zmierzwiła brewki, furknęła
noskiem, złożyła ręce w małdrzyk, a buzię w ciup, ciup natomiast
złożyła na krześle, po czym parsknęła, fuknęła, puknęła, zaplotła
kosę i grzmotnęła Kudłatego Żmudzina w pysk.
- Padłaś - powiedział Kudłaty Żmudzin, spluwając do dzieży
z pucitą, tą pożywną narodową potrawą, dobrą również do uszczel-
niania okien i usztywniania złamanych kończyn.
- Oj, pora ci, pora! - upierała się starucha. - A toć
piećdziesiątka na karku.
- Trzydziestka! - pisnęła rozpaczliwie Oleńka, rozglądając
się, czy kto nie słucha.
- Trzydziestka w dowodzie osobistym - zgodziła się ciotka -
ale poprzednią datę urodzenia pod swiatło odczytać można, gdyż
Kudłaty Żmudzin nader niedbale ją był wyskrobał - A żeby cię! -
krzyknęła pod adresem Żmudzina i też strzeliła go w pysk.
- Może pan Kmicic się zjawi, któremu dziadek Herakliusz w tes-
tamencie swoim mnie zapisał - szepnęła z nadzieją Oleńka.
- No, nie wiem, nie wiem, czy właśnie ciebie mu zapisał -
pokręciła głową panna Kulwiecówna. - Po mojemu, to on Kmicicowi
konia deresza wałacha zapisał, tuczarnię w Lubiczu natomiast
miecznikowi Rośnienieskiemu, a ciebie to chyba Jóźwie Butrymowi
Bez Nogi.
- I owszem - potwierdziła Oleńka - atoli Jóźwa Butrym, gdy
mnie ujrzał przypadkiem onegdaj rano wynoszącą śmieci do pojemni-
ka, tedy zaraz poleciał do pana Kmicica i powiedział, że chętnie
się zamieni i zamiast mnie weźmie wałacha.
- A Kmicic się zgodził?
- Pijany był, to się zgodził.
- Ot, durny - podsumowała dyskusje ciotka i dalej wszyscy
przędli w milczeniu.
A wtem coś zadzwoniło, zarżało, wyrżnęło w okno i do izby wle-
ciał wraz z okiennicą okutany w barany osobnik.
- A słowo stało się ciałem! - wykrzyknęły obie białogłowy.
- Padłaś - dorzucił z zainteresowaniem Kudłaty Żmudzin.
Przybysz zaś podniósł się i powiedział trochę bełkotliwie:
- Dzień dobry. Jestem Staś Tarkowski!
- Bredzi... - szepnęła panna - Być może oszalał z miłości? -
dodała z nadzieja, podczas gdy młodzian uchwyciwszy ciotkę Kul-
wiecównę za gardło wycharczał:
- Gdzie moja córuś jedyna? Oddaj mi Danuśkę, krzyżacka zarazo!
- Paszoł won! - wyrzęziła ciotka i w odruchu samoobrony
kopnęła go kościstym kolanem w instynktowne miejsce.
Cios był widocznie skuteczny, gdyż szlachcic zawył, pobiegał
chwilę w kółko, uderzył się w czoło i rzekł:
- Jam jest Andrzej Kmicic!
- Nareszcie się przyznał! - mruknęła z satysfakcją ciocia.
Pan Andrzej odzyskując powoli kontenans, jął przyglądać się
wszystkim obecnym, aby zgadnąć, która z przytomnych mu osób ma
być jego narzeczoną. Wreszcie z kawalerską determinacją chwycił
za ręce Kudłatego Żmudzina i ku ognisku odwrócił, tak nim jak
fryga zakręciwszy, a potem uderzył się po kontuszu i zakrzyknął:
- Jak mi Bóg miły, rarytet! Kiedy ślub?
- Padłaś - wyszeptał skromnie Kudłaty Żmudzin, zakrywając swe
małe oczka wąsiskami i spoza nich zerkając figlarnie ku pięknemu
rycerzowi.
- Pańska narzeczona tam oto stoi - rzekła surowo ciotka,
wskazując panu Andrzejowi Oleńkę.
- Jezus Maria... - jęknął chorąży orszański, pogrążony kresową
urodą dziewicy.
- Wybacz waćpanno - wyjąkał - alem znał jej dziada, podko-
morzego Herakliusza Billewicza i nie mogę się nadziwić
podobieństwu.
- Prawda, że istna z niej skóra zdarta z nieboszczyka? - za-
wołała z satysfakcją Kulwiecówna.
- Oj, z nieboszczyka, z nieboszczyka...... - mruknął rycerz.
- Skóra zdarta, ale gdzieniegdzie wypchana! - zażartowała cio-
cia, popychając ich ku sobie, a Kmicica równocześnie w dół,
skutkiem czego rymnął z hukiem na kolana.
- Klęczy przed nią, o rękę prosi! - wrzasnęła triumfalnie
stara dama.
- Wszyscy widzieli! - Tu sięgnęła za dekolt i pobłogosławiła
młodą parę wydobytym stamtąd wisiorkiem.
- Padłaś - powiedział zgorszony Żmudzin - Taż to cycka!
- O, pardon - zarumieniła się Kulwiecówna - Myślałam, że
szkaplerzyk!
I naprawiwszy omyłkę, nakreśliła w powietrzu krzyż, a po
namyśle też drugi - prawosławny, bo na kresach nigdy nie było
wiadomo, jakiej kto wiary.
- Ja bym i Gwiazdę Syjonu dorzucił - poradził Kudłaty Żmudzin,
spoglądając badawczo na orli profil pana Andrzeja.
Zaś pan Andrzej, któremu przejaśniało się już we łbie,
gorączkowo kombinował, jak by się tu wycofać ze świeżo zawartego
narzeczeństwa. "Nic inszego - myślał - jeno muszę na pogardę onej
panienki solidnie zapracować, w którym to celu chyba portrety jej
przodków postrzelam. Upitę spalę, Wołmontowicze wymorduję, panny
Pacunelki pogwałcę, a w końcu za Szwedy się zwiąże - to może jej
obrzydnę?"
I drapnąwszy z izby, jął realizować ów ambitny, ale jakże
karkołomny program.
 

Andrzej Waligórski

Peter.P
O mnie Peter.P

Nie lubię polityki.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości